Mówiąc szczerze, do dziś sądziłem że przetrząsnąłem internet na tyle skrupulatnie, że nic nie jest w stanie mnie zadziwić poziomem głupoty, aż tu nagle obiektem mojego zainteresowania stała się książka Iwana Pawłowicza Nieumywakina pt. „Woda utleniona na straży zdrowia”. Zapewniam Was, drodzy czytelnicy, że w całym internetowym szambie pseudonaukowych bzdur ze świecą szukać przykładów bardziej perfidnych nonsensów które bazują na ludzkiej nadziei i niewiedzy. Poziom absurdu prezentowany w tej książce to prawdziwy Mont Everest, lub jak kto woli – dno rodzaju Rowu Mariańskiego, jednym słowem, nic się do tego nie umywa.
Informacje związane z wodą utlenioną i jej funkcjach w leczeniu wewnętrznym (!) można znaleźć na imponującej liczbie blogów (np. : 1,2,3) i for (np 1,2,3). Szkopuł tkwi w tym, że żadna z tych publikacji, nie jest zaopatrzona w oręż wiarygodności, w postaci jakiegokolwiek przypisu do badań naukowych, acz każda z nich wspomina właśnie o Nieumywakinie, jako „wizjonerze i cudotwórcy„. Pomyślałem, że to dobry temat na wpis, zapisałem więc kilka adresów i odłożyłem poszukiwania do następnego dnia, by z otwartym i świeżym umysłem podejść do tematu. Przy porannej kawie, ściągnąłem sobie tą nietanią (28 zł) książkę, i oddałem się lekturze. Chciałem bowiem wiedzieć się, jakież to cudowne właściwości wody utlenionej były przed opinią publiczną ukrywane, i „lep jakiej propagandy kryje się za tymi nićmi„. Kim jest pan Nieumywakin i jakie ma kompetencje? Jak to zwykle bywa w przypadku rosyjskich uczonych , znalezienie takich informacji graniczy z cudem, toteż muszę zdać się na wywiad z panem Nieumywakinem widniejący na jednej z polskich stron internetowych, gdzie przedstawia się go jako, cyt :
„zajmującego się przez ponad 40 lat kwestiami leczenia i uzdrawiania człowieka, [nazwisko pana profesora] jest dobrze znane zarówno w kręgach profesjonalnych lekarzy, jak i wśród reprezentantów alternatywnej, nieoficjalnej medycyny.”
Nieoficjalna medycyna, już jest ciekawie. Wróćmy jednak do książki. Na stronie pierwszej, autor informuje nas że, cyt :
„Masowe zainteresowanie wodą utlenioną pojawiło się w Rosji po przetłumaczeniu książki W. Douglasa „Uzdrawiające właściwości nadtlenku wodoru” (1998 r.), w której dość przekonująco mówi się o korzyściach wynikających z zastosowania H2O2 nie tylko jako antyseptyka stosowanego zewnętrznie, ale i środka służącego leczeniu praktycznie każdej choroby, w tym również za pomocą zastosowania wewnętrznego.”
Słowa „praktycznie”, „dość przekonująco”, „prawdopodobnie” działają mi szczególnie na nerwy, trudno bowiem o bardziej niejednoznaczne twierdzenia. Panie Nieumywakin, serio, praktycznie każdej choroby? Według pana profesora woda utleniona, czyli nadtlenek wodoru leczy niemal wszystko, ale między innymi tak poważne przypadki jak : chorobę Alzheimera, cukrzycę, Parkinsona oraz nowotwory (str. 60) Wow! Nie mało. Ten szanowany naukowiec radzi też (str. 67) jak oczyszczać wodę do celów konsumpcyjnych, w tym celu należy:
„umieścić w wodzie niewielki kawałek krzemienia. Woda stanie się czysta po upływie 3-5 dni. Najniższej warstwy wody nie wolno spożywać.”
Czysty szamanizm – brakuje jeszcze krwi kozła i amuletów z kości. Książka nie ma żadnych przypisów, czy odwołań do innych autorów, jest zbiorem „przemyśleń”, zapisem korespondencji z pacjentami i wytycznych jakie autor stosuje w codziennej diagnostyce. Pan profesor ocenia stan pacjenta (str 73) :
„przy pomocy komputerowej diagnostyki irydologicznej (na podstawie tęczówki oka) i metody biolokacyjnej (na podstawie odczytu informacji z powłoki biopola – aury, która otacza człowieka)”
Irydologia, biolokacja, może wystarczy. Aby z pełną powagą roztrząsać banialuki pana profesora musimy sobie odpowiedzieć w końcu na pytanie, czym właściwie jest nadtlenek wodoru ? No cóż, to „cudowne lekarstwo”, to dwa atomy wodoru i dwa atomy tlenu, i tyle. Można jednak przebiegle pokusić się o stwierdzenie, że jest to „woda z ekstra dodatkiem tlenu”. Ten fakt, jak się zdaje, jest podstawą wszystkich twierdzeń wspomnianego wcześniej Williama Campbella Douglassa i Iwana Nieumywakina. Idąc tym tropem można z powodzeniem obwieścić, że rdza na karoserii Twojego samochodu równie znakomicie nadaje się do bombardowania dobroczynnym tlenem chorego organizmu, acz nikt jakoś nie nawołuje do przebranżowienia skupów złomu w apteki, prawda? W wyższych stężeniach nadtlenku wodoru używa się jako znakomitego dopełniacza do paliwa rakietowego (90%), do wybielania tkanin, odkażania ran (patrz niżej), i w przemyśle. Nikt, prócz dwójki naszych bohaterów, jakoś nie wpadł na to, że wodą utlenioną (stężenie 3-3,5%) można leczyć! Dlaczego ? Ano dlatego, że nadtlenek wodoru, mimo iż występuje naturalnie w przyrodzie, jest bardzo niezdrowy dla żywych organizmów, i z tego powodu zostaliśmy jako gatunek, wyposażeni w wyrafinowany mechanizm radzenia sobie z nim. Notabene, właściwości bakteriobójcze wody utlenionej przy opatrywaniu zranień są słabe i krótkotrwałe, a stosowanie jej nie zmniejsza ryzyka zakażenia. W tym miejscu zapewne, przypomnisz sobie wszystkie wizyty u pani higienistki. Jeśli chodzi o nowotwory, to Amerykańskie Stowarzyszenie d/s Walki z Rakiem całkowicie neguje skuteczność takich terapii i odradza je jako alternatywę dla ustalonych procedur onkologicznych. Przestanie być zabawnie, jeśli zwrócimy uwagę, że Helicobacter pylori – bakteria mikroaerofilna, udowodniony naukowo czynnik powodujący raka żołądka i chorobę wrzodową, potrzebuje do życia, prócz zdrowego ustroju, który może posłać do piachu, również tlenu. Taki tlen może z powodzeniem dostarczyć np nadtlenek wodoru. Podając wewnętrznie wodę utlenioną, można być więc pewnym, że stoi się już w kolejce po Nagrodę Darwina.
Co robią teraz orędownicy tej metody leczenia „niemal wszystkiego” ? Rozcieńczają wodę utlenioną i „wręcz żądają od lekarzy” (str. 97) by podawali im ją w strzykawkach! Wyobraźcie sobie – taka woda w wodzie, dożylnie?. Kogoś tu zdrowo po-ie-ba-o.
c:\delete *nieumywakin*.pdf [enter]