Ben Goldacre – „Bad Pharma”. Pozycja obowiązkowa.

Po świetnej książce „Bad Science”, i nieco mniej fortunnym polskim tłumaczeniu tytułu – „Lekarze, Naukowcy, Szarlatani” Ben chce znów narobić hałasu. Nauczony doświadczeniem jestem niemal pewien że mu się to uda. Na półki księgarskie w UK zawitała właśnie kolejna publikacja tego brytyjskiego epidemiologa o kąśliwym poczuciu humoru. Tym razem, Ben skupia się na koncernach farmaceutycznych, których temat tylko ukradkiem przewinął się w jego poprzedniej książce.

Ben Goldacre jest pisarzem, autorem bloga i przedewszystkim epidemiologiem z nurtu medycyny opartej na faktach. Studiował na uniwersytecie w Oxfordzie i Londynie, jest sympatycznym facetem przed czterdziestką i pracuje w pocie czoła by ułatwić zwykłym ludziom rozumienie medycyny.  Wydawnictwo Septem w 2011 roku wydało jego pierwszą książkę, która w Wielkiej Brytanii zdążyła zdobyć już sobie miano bestsellera. Dostawało się w niej na lewo i prawo, homeopatom, naturopatom guru dietetyki, Matthias’ owi Rath’ owi, biznesmanowi mulititaminowemu, Patricowi Holfordowi, gazetom brytyjskim, jak The Sun, Daily Mail (DailyFail), telewizjom Channel 4, BBC itd. Ben, bezkopromisowy, rzetelny gość rozdawał slap’y aż miło, z tym większą przyjemnością przeczytam jak Goldacre miażdży wątpliwe z punktu widzenia etyki praktyki uprawiane przez wielkie koncerny farmaceutyczne. Mam tylko nadzieję że tłumacz poprzedniej książki, Arkadiusz Romanek i samo wydawnictwo dołążą wszelkich starań żeby „Bad Farma” ukazała się na polskim rynku jak najszybciej, póki co, pozostają nam tylko rewievy z prasy angielskojęzycznej. Jak pisze sam Ben na swojej stronie :

„Moja książka „Bad Pharma” dokumentuje poważne, bieżące problemy w przemyśle farmaceutycznym. W szczególności, pokażę, jak bardzo ważne informacje z badań klinicznych nadal są wstrzymane przed publikacją […] i że pacjenci doświadczają niepotrzebnego cierpienia i śmierci, jako konsekwencji.”

Brzmi nad wyraz zachęcająco. Jak sądzę przy pracy nad polskim tłumaczenem wydawcy zatroszczą się jednak o bardziej ogarniętą okładkę niż do „Bad Science”. Wiem, wiem, czepiam się, ale nic to, cierpliwie czekam!